Psychiatra: jesteśmy przebodźcowani, nasz umysł się "przegrzewa"

Nie jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do odbioru takiej ilości informacji, jesteśmy przebodźcowani, nasz umysł się "przegrzewa" - powiedział PAP prof. Edward Gorzelańczyk, psychiatra. W czwartek obchodzimy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego.

PAP: Czy tempo życia, jakie nam obecnie towarzyszy i to, że zewsząd dopływa do nas mnóstwo bodźców, w jakiś sposób wpływa na nasze samopoczucie, na nasze zdrowie psychiczne?

Prof. dr hab. Edward Gorzelańczyk, psychiatra: Jak najbardziej, gdyż mamy określone zasoby adaptacyjne. Przeważającą większość czasu ewoluowaliśmy w określonych warunkach środowiskowych, z określoną liczbą bodźców i to do nich, jako gatunek, jesteśmy przystosowani. Rewolucja kulturowo-technologiczna, jaka nastąpiła, sprawiła, że swoimi ograniczonymi zasobami nie potrafimy objąć tego wszystkiego, co do nas dociera, w związku z czym coraz więcej osób ma problem, żeby z tym sobie poradzić. Znajdujemy się w ekstremalnie odmiennej sytuacji dla naszego gatunku w porównaniu do tej z przeszłości ewolucyjnej - żyjemy w nadmiarze informacyjnym.

W biologii ewolucyjnej jest takie pojęcie jak efekt Baldwina, który opisuje wpływ wyuczonego zachowania na ewolucję. Inaczej mówiąc, James Mark Baldwin założył, że ewolucja kulturowa wpływa na ewolucję biologiczną, co możemy obserwować na żywo w ramach eksperymentu, któremu jesteśmy poddawani. Jednak jak dotychczas ilość informacji kulturowej, informacji technologicznej rośnie w takim tempie, za którym ewolucja biologiczna ma trudności, żeby nadążyć. Jesteśmy przewlekle przebodźcowani, zbyt duża ilość zmiennych informacji sprawia, że nasz umysł się "przegrzewa".

PAP: Czy możemy coś z tym zrobić? No bo nie da się być przecież cały czas offline.

E.G.: Nie możemy, ale myślę, że dobór naturalny cały czas działa, więc pierwszeństwo w przekazywaniu swoich genów będą miały osobniki o określonych właściwościach, najlepiej przystosowane. No, ale niestety wiąże się to też z tym, że duża część populacji jest niedostosowana. Tkwi w takim cyklu zmienności i doboru, ale też żyjemy w szczególnych czasach, jakich jeszcze nie było w historii naszego gatunku.

PAP: Szczególnie niepokojące jest to, jak wielu bardzo młodych ludzi ma obecnie zaburzenia natury psychicznej.

E.G.: To prawda, ale składa się na to wiele przyczyn, jak chociażby zmiany technologiczne oraz zmiany w dostępności i jakości żywności, które sprawiły, że dojrzewanie płciowe przyspieszyło i wiek dojrzałości płciowej stał się wyraźnie niższy – proszę spojrzeć, że dziś trzynastoletnie dziewczynki wyglądają często jak dorosłe kobiety. Jednak wiek biologiczny znacznie wyprzedza wiek psychiczny, intelektualny i dojrzałość społeczną – one się po prostu rozjeżdżają, co jest także źródłem zaburzeń i sprawia, że te młode osoby stają się pacjentami psychiatrów. Liczba pacjentów będzie rosła.

PAP: Nie brzmi dobrze to, co pan mówi.

E.G.: Mnie też się to nie podoba, ale to się dzieje i trudno to zatrzymać. Przy czym mówiąc o przebodźcowaniu mam na myśli nie tylko ogromną liczbę newsów, jakie się do nas dobijają z mediów – tradycyjnych czy społecznościowych. Proszę spojrzeć na gospodarkę światową – najważniejszy jest wzrost, za wszelką cenę, a więc sprzedaż. Trwa wielki wyścig – żeby sprzedać więcej wszystkiego, więc to wszystko też musi być "bardziej". Żywność musi być smaczna, więc odpowiednio słodka albo przeciwnie – pikantna. Muzyka ma być mocniejsza. Pornografia działa silniej niż bodźce w naturze. Gdzie byśmy nie spojrzeli, tak się dzieje, nie potrafimy en masse się przed tym obronić. Ale to perspektywa społeczna, cywilizacyjna, psychiatryczna jest taka, że jak mamy do czynienia z jakimś zaburzeniem, trzeba jakoś zadziałać – psychoterapeutycznie czy farmakologicznie. Oczywiście nie wszyscy chorują, ale mamy ku temu sprzyjające warunki, więc jeśli ktoś ma takie skłonności, to ryzyko ujawnienia się zaburzeń wzrasta.

PAP: Możemy się jakoś bronić przed tym przebodźcowaniem?

E.G.: Możemy, ale jest to bardzo trudne. Zwłaszcza, że żyjemy w świecie konkurencji, gdzie wskaźnikiem tego, czy ktoś sobie dał radę, czy nie, jest to, jak w tym środowisku funkcjonuje. Trzeba by było zmienić środowisko - a środowiska nie damy rady tak łatwo zmienić. Chyba że dojdzie do kolapsu naszej cywilizacji, cofniemy się do czasów zbieracko-łowieckich, kiedy znajomość z dwustu osobami była już czymś znaczącym. W tej chwili możemy się komunikować z tysiącami, dziesiątkami tysięcy osób, a to nie jest naturalne dla człowieka. Pamiętajmy także, że w takich lokalnych, niewielkich społecznościach sam język był wyznacznikiem odrębności kulturowej. Dziś komunikujemy się totalnie, na ogromną skalę, do czego nie jesteśmy przystosowani w sensie biologicznym.

PAP: W jaki sposób możemy zadbać o higienę psychiczną w tym szalonym świecie?

E.G.: Niektórzy próbują radzić sobie w ten sposób, że znajdując balans - unikają nadmiaru bodźców, inni robią wszystko (z różnym skutkiem), aby przystosować się do tych skrajnych warunków komunikacyjnych, technologicznych, kulturowych. Ale od czasu do czasu każdy powinien uciec przynajmniej na chwilę w swoje mentalne Bieszczady, czy w jakąś inną krainę, żeby ograniczyć wyczerpanie zasobów. Dla zdrowia psychicznego konieczne jest raz na jakiś czas zwolnić obroty, wyciszyć się, uciec od nadmiaru bodźców, jeśli chce się uniknąć zaburzeń. Proponuję – akurat mamy sezon – wybrać się na grzyby, wszak mentalnie jesteśmy zbieraczami. Albo wybrać się na ryby czy długą, relaksującą przechadzkę. Podejmujmy aktywności zbliżające nas do tych naturalnie występujących w społeczeństwach zbieracko-łowieckich Homo sapiens.

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

mir/ jann/ lm/