Szacowany czas czytania: 10 minut
Nie ma sytuacji bez wyjścia
Z Lucyną Kicińską - terapeutą narracyjnym rozmawia Katarzyna Izabella Kwiatkowska-Dzialak.
Katarzyna Izabella Kwiatkowska-Dzialak: Niestety, codzienność wielu dzieci niesie ze sobą ukrytego wroga, który zabiera dziecięce zabawy i marzenia. Tym wrogiem jest kryzys psychiczny. Gdzie należy szukać pomocy? Kiedy jest potrzeba pomoc psychiatryczna?
Lucyna Kicińska, terapeuta narracyjny: Nie ma sytuacji bez wyjścia. Szukając pomocy, w pierwszej kolejności udajmy się do psychologów i pedagogów szkolnych. Jeżeli rozpoznanie kryzysu potwierdzi się, należy dołączyć zewnętrznych specjalistów, kierując swoje kroki do ośrodków środowiskowej opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży. Tych placówek na chwilę obecną jest w Polsce ponad czterysta. Tutaj dzieci i rodzice znajdą wsparcie, także jeśli u dziecka występują myśli samobójcze o przelotnym charakterze, jednak bez tendencji do ich realizacji. Natomiast, jeżeli potrzebna jest już pomoc psychiatryczna – a potrzebna jest ona wówczas, gdy myśli samobójcze są już bardzo natarczywe, bądź jest to epizod depresyjny z myślami samobójczymi, to wówczas należy pomyśleć o pomocy psychiatrycznej, z której możemy korzystać na drugim poziomie referencyjnym reformy psychiatrii, czyli w Centrach Zdrowia Psychicznego, których jest ponad sto pięćdziesiąt w całej Polsce. Część tych centrów ma oddziały dzienne, które są pomocne, kiedy nie ma konieczności hospitalizacji na całodobowych oddziałach. Jeżeli dziecko otrzyma pierwszą pomoc emocjonalną od rodziców, psychologów szkolnych, zewnętrznych specjalistów, wówczas mniej dzieci będzie podejmowało próby samobójcze, jak i trafiało do całodobowych oddziałów psychiatrycznych. Jeśli jednak tego zabraknie, wówczas bardzo często pierwszym kontaktem z systemem pomocowym formalnym i nieformalnym jest właśnie całodobowy oddział psychiatryczny po próbie samobójczej. Jeżeli dziecko nie otrzyma pomocy od rodzica, doprowadza je to do ogromnej samotności. Tak samo i w szkole, jeśli nie będą podejmowane działania trochę przesiewowe, trochę rozpoznawcze przez nauczycieli, to młody człowiek może w przyszłości podjąć próbę samobójczą tylko dlatego, że od nikogo nie otrzymał pierwszej pomocy emocjonalnej, kiedy jego problemy nie były jeszcze nawarstwione. Psychiatrzy wprost mówią do rodziców, że nie mają tabletek na miłość, na przytulenie dziecka, jego poczucie, że jest ważne i akceptowane. Dziecko, nawet jak już trafi na oddział, bardzo potrzebuje swoich rodziców w procesie zdrowienia. Terapeuta i psychiatra wyciągając nasze pociechy z kryzysu, potrzebują wsparcia rodziców i środowiskowego wsparcia dziecka. Gdy dziecko będzie miało siatkę bezpieczeństwa, łatwiej będzie je uchwycić, kiedy będzie spadało w dół.
Czy rodzice również powinni korzystać z pomocy psychologów, gdy choruje ich dziecko? Czy autoagresja jest takim właśnie sygnałem? Jak poradzić sobie z wyrzutami sumienia u rodziców, oskarżających siebie za stan dziecka?
Bardzo ważne jest, żeby rodzice, jeżeli czują się współodpowiedzialni za nierozpoznanie kryzysu wcześniej, korzystali również z pomocy dla siebie. Oferują im to wymienione wcześniej ośrodki. Jeżeli rodzic nie zaangażuje się do współpracy, odmówi współpracy, na przykład ze względu na wyrzuty sumienia, może dojść do rozbicia lub znacznego utrudnienia procesu psychoterapeutycznego dziecka. Dziecko może obwiniać siebie za to, że rodzic z nim nie rozmawia i nie wspiera, że jego stan wywołał w rodzicu tak trudne emocje i wątpliwości. Taka sytuacja może wtórnie pogłębić kryzys u dziecka, które w efekcie może podjąć próbę samobójczą, albo sięgnie po autoagresję, która niestety nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale jest niebezpieczna dla życia i zdrowia, jak i jest uzależniająca, stając się kolejnym problemem samym w sobie w życiu młodej osoby. Dzieci sięgają po autoagresję, by rozładować napięcie emocjonalne, niestety ze względu na jej uzależniający charakter prowadzi to do powstawania kolejnych napięć. To dodatkowo obniża samoocenę, odbiera wiarę, że uda się znaleźć coś, co pomoże przezwyciężyć kryzys.
Nasze dzieci wołają o pomoc, a my tego nie słyszymy. Jaka jest różnica pomiędzy autoagresją, gdy dziecko się samookalecza a zadaniem sobie ostatecznego bólu, prowadzącego do śmierci?
Próba samobójcza to jest sytuacja, kiedy już tego kolejnego dnia ma nie być, autoagresja jest po to, by przetrwać kolejny dzień, przez zniwelowanie bólu i cierpienia, odwrócenie od nich uwagi, przeżycie chwilowej ulgi. Próba samobójcza występuje wtedy, kiedy dana osoba chce zakończyć raz na zawsze ból i cierpienie, które odczuwa. Oba te zachowania są wołaniem na pomoc, natomiast jeżeli dziecko jest autoagresywne, nie jedziemy z nim na oddział całodobowy, bo dziecko nie zostanie przyjęte nie dlatego, że nie ma miejsca, a dlatego, że co do zasady - od której oczywiście bywają odstępstwa - autoagresję bez tendencji samobójczych leczymy ambulatoryjnie. A zachowania samobójcze leczymy na poziomie oddziaływań całodobowych stacjonarnych. Mówię to również dlatego, ponieważ rodzice widząc autoagresję są przekonani, że jest to próba samobójcza. Musimy to jasno rozdzielać, ponieważ inny jest rodzaj postępowania, kiedy dziecko ma myśli samobójcze i jest autoagresywne, by myśli te wytłumić. A inny jest proces leczenia, gdy dziecko ma myśli samobójcze i podejmuje zachowania, które mają sprawić, że dziecko nie będzie już nigdy musiało się z nimi mierzyć. Kiedy autoagresja przestaje niwelować napięcie, dziecko może podjąć decyzję o samobójstwie, ponieważ nie ma już siły mierzyć się z napięciem i chce raz na zawsze zakończyć swoje cierpienie. I to są tylko te sytuacje, którymi zajmujemy się na całodobowym oddziale. Chciałabym tutaj podkreślić, że powstanie zachowań samobójczych to jest proces. Mówimy o dziecku, które jest osadzone w czasie i jeżeli odpowiednio wcześniej zadziałamy, to kryzys nie zacznie się budować, a my pomożemy dziecku przezwyciężyć trudność jako rodzice.
Jeżeli nie będziemy mieli tej możliwości, to powinniśmy szybko szukać pomocy w szkole, żeby pomóc dziecku. Zapewniam, że zdecydowana większość dostanie tą pomoc i nie będzie potrzeby korzystania z ośrodków pierwszego poziomu referencyjnego. A jak już wejdziemy do ośrodków środowiskowej opieki, nasze dzieci nie tylko dostaną pomoc, ale właśnie dzięki tej pomocy, mogą nigdy nie stać się autoagresywne i nigdy nie będą miały myśli samobójczych. Natomiast, jeśli ta pomoc okaże się nieskuteczna, wówczas udajemy się z dzieckiem do Centrum Zdrowia Psychicznego, gdzie mamy już psychiatrę, który będzie oddziaływał na nasilone objawy kryzysu, przy jednoczesnej kontynuacji oddziaływań o charakterze psychoterapeutycznym. Niestety, dane dotyczące zachowań samobójczych pokazują, że wciąż niewiele osób dostrzega problem u dziecka, aż do momentu, gdy podejmie on próbę samobójczą. Również tak nie powinno być, że dziecko wychodzi z całodobowego oddziału psychiatrycznego, a rodzice zakładają, że ono jest zdrowe, a przecież nie jest zdrowe. To jest dziecko, które w tej chwili nie zagraża swojemu życiu bądź zdrowiu, ale jeżeli nie dostanie pomocy w przezwyciężeniu swoich problemów, to za chwilę zacznie sobie z powrotem zagrażać.
Czy motywem podjęcia próby samobójczej może być tylko zwrócenia na siebie uwagi, czy czasem może nie chodzić o śmierć? Czy też każda podjęta próba jest po to, żeby raz na zawsze odebrać sobie życie? I czy publikacja materiałów, które dotyczą prób samobójczych, może nieść ze sobą ryzyko naśladownictwa?
Próba samobójcza jest podejmowana po to, żeby zakończyć ból i cierpienie. Nawet, jeśli miałaby to być manifestacja tego bólu, to musimy traktować ją poważnie. Często spotykam się ze stwierdzeniem ze strony rodziców, że przecież nic się nie dzieje, ponieważ to tylko próba zwrócenia na siebie uwagi. To jest bardzo dobra diagnoza, idzie za nią jednak przeciwskuteczne rozwiązanie, czyli brak reakcji. Widzimy, że dziecko chce ściągnąć naszą uwagę na sprawy, z którymi sobie nie radzi. My zamiast wesprzeć dziecko, odwracamy wzrok od problemu, ignorując go.
Nie mówimy o udanych i nieudanych próbach samobójczych albo skutecznych i nieskutecznych. Każda próba samobójcza powinna być traktowana bardzo poważnie. Podejmowane próby samobójcze nie zawsze kończą się śmiercią, jak i nie niosą konieczności medycznych interwencji, ponieważ metody, które dzieci wybierają, nie mają wysokiej śmiertelności, czyli letalności. I dlatego odpowiadając na Pani pytanie, nie możemy podawać w mediach opisów prób samobójczych, bo to może być inspiracją, instruktażem dla osoby, która jest w kryzysie.
Próba samobójcza stanowi zagrożenie także wtedy, jeśli się o niej dowiemy po czasie. Często dzieci mówią rodzicom o próbach, które podjęły kilka lub nawet kilkanaście miesięcy wcześniej. Jest to stan zagrożenia i trzeba natychmiast z dzieckiem usiąść i porozmawiać. Warto poprosić, “Powiedz mi o tym coś więcej. Co się takiego dzieje, że akurat teraz mi o tym mówisz. Czy te myśli wróciły, czy one się intensyfikują?”
Należy powiedzieć dziecku, że dobrze zrobiło, że nam o tym mówi, że będziemy szukać dla niego teraz pomocy. Pamiętajmy, że obszar decyzji dziecka, które ma myśli samobójcze, to nie jest rozważanie, czy idę do psychologa czy nie idę do psychologa. Rodzic powinien jasno powiedzieć: „umówię cię do psychologa i powiem ci, kiedy jest wizyta”. Dziecko może się bać, dziecko może mieć wątpliwości, może nie zdawać sobie sprawy z tego, w jak trudnej jest sytuacji. Powinniśmy więc mu pomóc podejmując decyzję w sprawie jego zdrowia. Gdyby dziecko przyszło i powiedziało: „mama boli mnie ząb, ale nie idziemy do dentysty, bo ja się boję”, to przecież żaden rodzic nie powiedziałby – „no to dobrze, no to cierp sobie i zostań w domu.” A w momencie, jak dziecko ma myśli samobójcze i mówi nam o tym swoim ogromnym bólu i cierpieniu, równocześnie informując, że nie chce iść do specjalisty, to my czujemy wtedy taką ogromną bezradność, zamiast przejąć kontrolę. Obszar decyzji osoby, która jest w kryzysie samobójczym, jest ograniczony do wyboru. „Idę do pani Lucyny, czy idę do pani Marty," ale nie może być tak, że „Nie idę do żadnej z tych pań”, chociaż objawy są tak nasilone, że dziecko zwija się z bólu. Nie zostawiamy go z bólem samego tylko dlatego, że prosi, żebyśmy nie dzwonili po karetkę.
W każdym z tych przypadków, i to bez względu na to, czy to dziecko boli brzuch, czy to dziecko boli dusza, wzywamy karetkę. Z doświadczenia wiem, że dla rodziców jest to bardzo trudna decyzja, ponieważ czasem trudno im jest uwierzyć w ból psychiczny. I tu chciałam wyjaśnić jedną rzecz, że nie ma czegoś takiego jak ból fizyczny, bo nas fizyka nie boli. My odbieramy cierpienie zakończeniami nerwowymi. I nigdy nie jest tak, że widzimy „ból”. Jeśli dziecko mówi: "boli mnie brzuch”, to my bierzemy to za prawdę, a przecież nie jesteśmy w stanie zweryfikować samodzielnie jego stanu zdrowia. Udajemy się do lekarza, by pomóc dziecku. A jak dziecko mówi: “nie chce mi się żyć, cierpię, nic mnie nie cieszy”, to my mamy tendencję do tego, żeby to jakoś wyłagadzać albo temu zaprzeczać. I bardzo często rodzice mówią, „no bo ja nie wiem, po czym to poznać”. A jak dziecko mówi, że boli je brzuch, to my wiemy, po czym poznać, czy mówi prawdę? Przecież my nie wiemy, czy dziecko ma atak wyrostka robaczkowego czy ma perforację żołądka akurat, pozostawiamy jego stan zdrowia do oceny lekarzom. I wówczas wystarczający dla nas jest komunikat dziecka: “nie wytrzymam już więcej tego bólu”.
Niestety, często słyszę, że gdy dziecko mówi „zaraz się zabiję, nie radzę sobie, jestem bez sensu”, to rodzice odsyłają je na przykład do nauki. Albo mówią „przestań teraz mówić o tym cierpieniu, nie podążaj za tą modą”. Musimy zmienić to podejście.
A dlaczego dzieci tak bardzo nie chcą pomocy specjalistycznej? Boją się diagnozy, nie chcąc być uznane za osobę chorą psychicznie?
Osoba, która ma myśli samobójcze, nie musi być chora psychicznie w rozumieniu medycznym. Ona ma myśli samobójcze, bo ma zaniedbane swoje podstawowe potrzeby: uznania, akceptacji, przynależności. Diagnozy częściej boją się rodzice, tak jakby to był wyrok na dziecku. A to przecież jest instrukcja obsługi tego, się już dzieje, bez względu na to, czy my to nazwiemy, czy nie. Jeśli specjaliści nam to określą, to wiemy, jakie protokoły pomocowe mamy uruchomić. Na czym innym skoncentrujemy się w leczeniu depresji związanej z doświadczeniem urazowym dziecka, i na czym innym w depresja i związanej z późną diagnozą spektrum autyzmu. Jedna z moich podopiecznych trafiła do szpitala po próbie samobójczej, gdzie w ramach procesu diagnostycznego okazało się, że jest w spektrum. I rodzic przychodzi do szkolnego gabinetu, żeby uzyskać wsparcie i mówi, pani Lucyno, jeszcze to. I jest po prostu przygnieciony diagnozą. A to przecież podstawa, podłoże problemu, a nie dodatek do pozostałych diagnoz. Diagnoza całościowych zaburzeń rozwoju pozwoliła zaprojektować działania związane nie z objawami samymi w sobie (depresją), a z neuroróżnorodnym funkcjonowaniem tej uczennicy. Diagnoza może dać rodzicom ulgę. Tylko jeżeli oni nie przyjdą do specjalisty, zostaną sami przygnieceni diagnozą i będą odczuwali ogromną bezsilność, wówczas dziecko tą bezsilność zobaczy i wyczuje, może zacząć brać ją na siebie. Może się rozpocząć destrukcyjny proces myślowy u dziecka: „To przeze mnie rodzice tak cierpią, to przeze mnie oni tak płaczą i się o mnie martwią. To przeze mnie oni się czują tak bezsilni”.
Niestety w tej sytuacji, nawet jeśli procesy pomocowe będą dla dziecka zapewnione, to mogą okazać się nieskuteczne. Dziecko nie żyje w próżni, jest osadzone w domu i w szkole, jak w systemie kół zębatych. Mamy dziecko, które toczy się w złą stronę, kryzysowo i my się z nim nieświadomie toczymy w tą samą stronę, bo nie widzimy objawów. Jak je zauważymy - rodzice albo szkoła - to musimy wspólnie natychmiast zacząć działać, żeby ruszyć dziecko w drugą stronę. I jeśli jest taka potrzeba - obudować je specjalistami, czyli dołożyć kół zębatych, które będą razem z nami wspierały dziecko w toczeniu się we właściwą stronę. Im więcej będzie wokół dziecka kręcących się w dobrą stronę tych kół zębatych, cały system będzie bardziej wartko funkcjonował. Natomiast jeżeli w tym całym systemie rodzice powiadomią szkołę i ją zobowiążą do pomocy, zapewnią dziecku pomoc pozaszkolną, więc będzie i terapeuta, i psychiatra, ale sam w sobie nie będzie dziecka z różnych powodów wspierał, to system nie zadziała. Rodzic będzie klinczował, a pozostałym elementom będzie trudniej wspierać dziecko. Dlatego tak ważny jest model środowiskowy, gdzie pomoc zapewniamy dziecku, ale też rodzicom. Dzięki temu oni nie analizują, gdzie popełnili błąd, tylko skupiają się na tym, jak mogą usprawnić komunikację z dzieckiem, jak odpowiadać na jego potrzeby. Być tu i teraz ze swoim dzieckiem i je wspierać, to jest najważniejsze zadanie dla rodzica w kryzysie.
Pani Lucyno, na pewno jest wiele przyczyn podjęcia prób samobójczych. Czy może Pani nam je przybliżyć? Pytam tylko dlatego, żebyśmy wiedzieli, jak mamy chronić swoje dziecko.
Po pierwsze musimy umiejętnie rozpoznawać to, co się dzieje z dzieckiem i zapewniać mu stosowną diagnostykę i pomoc. Zachowania samobójcze to złożone i indywidualne historie, nigdy nie mają jednego powodu. Sytuacja, która podnosi prawdopodobieństwo podjęcia ponad siedem razy częściej próby samobójczej niż dziecko, które nie doświadczyło tej sytuacji, jest przemoc rówieśnicza. Najnowsze badania wykazały, że 66% dzieci deklaruje doświadczenie przemocy rówieśniczej i te 66% dzieci, siedem razy częściej podejmuje próby samobójcze niż te 34% młodych osób, które nie miało tego doświadczenia. Druga bardzo silna korelacja to jest doświadczenie zaniedbania emocjonalnego ze strony osób dorosłych. Dzieci i młodzi dorośli z tym doświadczeniem podejmują próby samobójcze jedenaście razy częściej niż osoby, które nie doświadczyły oziębłości i braku uwagi ze strony rodziców czy opiekunów.
Jeżeli dziecko mieszka z obojgiem rodziców, to ryzyko podjęcia próby samobójczej jest o dwa i pół razy niższa, niż jeśli mieszka tylko z jednym rodzicem. Szczególnie trudna jest separacja od rodzica, poczucie porzucenia i zaniedbania emocjonalnego, bycia nieważnym. Jeśli dziecko nie dostanie pomocy, to te problemy mogą towarzyszyć mu również w dorosłości.
W znacznym stopniu podnosi się prawdopodobieństwo próby samobójczej u dziecka, które doświadczyło wykorzystania seksualnego z kontaktem fizycznym. Jeżeli ono ma wsparcie ze strony rodziny, podjęcie próby odebrania sobie życia wynosi trzy i pół razy częściej od dziecka, które nie doświadczyło tego wykorzystania. Jeżeli po doświadczeniu wykorzystania seksualnego dziecko nie będzie miało wsparcie ze strony dorosłych, to ryzyko podjęcia próby samobójczej rośnie pięciokrotnie. W tej trudnej sytuacji jest niezbędne wsparcie bliskich. Bo niestety zdarza się tak, że dziecko jest ofiarą wykorzystania wewnątrz rodziny i dodatkowo jest obarczane winą za to, że doszło do wykorzystania. Podczas, gdy dziecko ujawnia na przykład, że partner matki albo ojciec wykorzystał je seksualnie, bywa odrzucone przez matkę, która oskarży dziecko o prowokację i uwodzenie. Dziecko, które doświadcza przemocy ze strony bliskich dorosłych blisko trzy razy częściej podejmuje próbę samobójczą niż dziecko, które takiego doświadczenia nie ma. Chciałam dodać jeszcze bardzo ważną rzecz. Jeżeli dziecko mieszka z osobą, która choruje psychicznie, to jest dwa razy bardziej narażone na podjęcie próby samobójczej, niż dziecko które z taką osobą nie mieszka.
Czy mogę zadać zatem pytanie, czy depresja jest dziedziczna?
Tak, depresja jest chorobą dziedziczną, ale to nie jest dziedziczenie 1:1. Oczywiście możemy mieć podatność genetyczną, natomiast pamiętajmy, że u dzieci i nastolatków nie diagnozujemy nigdy tylko i wyłącznie depresji endogennej, czyli tej biologiczno-genetycznej, ponieważ mózg dziecka rozwija się do dwudziestego piątego, dwudziestego ósmego roku życia. Bardzo zachęcam do tego, żeby poszukując odpowiedzi na pytanie o źródła depresji u dzieci i nastolatków, ale też osób dorosłych, sięgać do modelu biopsychospołecznego, który mówi o współwystępowaniu czynników ryzyka z trzech grup. Pierwszą grupą to są czynniki biologiczne, w tym nasze obciążenia genetyczne. Druga grupa czynników to są czynniki psychologiczne, czyli nasze cechy osobowości, charakteru, tendencje, nawykowe zachowania, przekonania o świecie i ludziach, sposoby reagowania w sytuacjach trudnych, nasza wiedza. Trzecia grupa to czynniki społeczne, takie jak relacje z innymi ludźmi, wpływ otoczenia na nasze zdrowie. Nawet z podatnością genetyczną nie musimy zachorować na depresję, jeśli będziemy wiedzieli na co zwracać uwagę, czego unikać, jak dbać o siebie, gdzie szukać pomocy. A bez podatności, w związku z trudnymi sytuacjami w naszym życiu, a także naszymi cechami, np. wysoką wrażliwością, neurotycznością, brakiem wiedzy o tym gdzie szukać pomocy, albo przekonaniem, że tej pomocy nie ma, możemy doprowadzić do epizodu depresyjnego.
Pani Lucyno, ostatnie pytanie. Od jakiego wieku dzieci mogą mieć pierwsze próby samobójcze? I czy substancje psychoaktywne nas wyciszają, jak się ogólnie przyjęło, czy wręcz odwrotnie, wspomagają proces depresyjny?
W ostatnich latach pamiętam samobójstwo ośmioletniej dziewczynki. I choć nie znam tej sprawy, to przy próbach odebrania sobie życia u małych dzieci, będziemy mówili albo o silnym urazowym doświadczeniu dziecka, albo o dużej impulsywności, bo im młodsze dziecko, tym bardziej impulsywność jest wyższa, albo współwystępują te dwie zmienne. Chciałam z uwagi na tą impulsywność przestrzec wszystkich rodziców. Należy chronić dziecko, ograniczając mu dostęp do informacji o metodach odebrania sobie życia. Zapobiegniemy wówczas naśladownictwu.
Niedawno opowiadałam o mojej pierwszej interwencji suicydologicznej. Miałam wtedy około jedenastu lat i interwencja dotyczyła mojej o kilka lat młodszej kuzynki, która postanowiła się zabić pod wpływem impulsu. Powód był na pozór błahy. Odrzucenie podczas zabawy przez starsze rodzeństwo. Udało mi się wtedy rozproszyć jej uwagę, ale to, co sobie uświadomiłam jako już dorosła osoba, to jest to, że przecież ona w ogóle w tym wieku nie powinna wiedzieć, w jaki sposób można odebrać sobie życie.
Od kilkuletniego dziecka nie można oczekiwać głębokiej analizy i świadomości, do czego doprowadzi jego zachowanie. Nawet dorośli często deklarują, że odbierając sobie życie, „ukarają” przez ten czyn swoich bliskich, swoje otoczenie. Ulgę przynosi im wyobrażenie, że na pogrzebie te osoby, które ich skrzywdziły, coś zrozumieją, będą miały wyrzuty sumienia. I nie myślą o tym, że jeśli popełnią samobójstwo, to nie będą już przecież żyć, żeby móc zobaczyć, jak bliscy po nich płaczą.
Impulsywność pojawia się w przebiegu różnych zaburzeń psychicznych, a duży na nią wpływ mają też substancje psychoaktywne. Więc, jeżeli mamy dziecko w kryzysie, które ma myśli samobójcze i sięga po substancje psychoaktywne, jest to sytuacja, na którą w żadnym razie nie wolno wyrażać zgody. Szczególnie, że środki te – w tym alkohol i marihuana, obok wywoływania czy wzmagania impulsywności, mają działanie depresyjne, a nie antydepresyjne.
Naprawdę nie ma sytuacji bez wyjścia. W Polsce mieszka ponad trzydzieści milionów dorosłych. Czas wziąć odpowiedzialność za swoje życie i budować więź i relacje, wspierać się nawzajem. To nam pomoże przezwyciężyć te kryzysy, z którymi się mierzymy. Czyli wracamy do miłości, która leczy. Ja mogę rozmawiać z dzieckiem godzinę, tydzień w tydzień. A jak rodzic powie, "kocham cię”, a na to potrzeba półtorej sekundy, to do mnie do gabinetu wchodzi dziecko pięć centymetrów wyższe i mówi „chyba już nie musimy więcej rozmawiać Pani Lucyno”.
Ja również w imieniu czytelników bardzo dziękuję za tą rozmowę.
Szczegółowe informacje dotyczące programu Wspierająca Szkoła dostępne są na stronie internetowej projektu www.wspierajacaszkola.pl.